Wróciliśmy! Było pięknie, ciepło ale za krótko :-)
Przygotowania do podróży poszły dość szybko z wyjątkiem tego, że zamiast mieć przed świętami błysk w domu to my mieliśmy w całym domu porozkładane letnie rzeczy.
Trzeba było wyciągnąć klapki, cienkie koszulki, kremy do opalania itd.
To była pierwsza podróż Kuby samolotem. Trochę się bałam jak Dyziek zniesie tak długą podróż.
Podróż składała się z trzech odcinków - pierwszy był lot Warszawa - Dubaj, który trwał 6h. W sumie szybko minął.
Mój kochany turysta - jeszcze na lotnisku w Polsce
Potem 5h siedzenia, kręcenia się itp na lotnisku w Dubaju. Lotnisko jest olbrzymie, samo przejście do odpowiedniego gate zajęło nam naście minut.
Mój kochany turysta - jeszcze na lotnisku w Polsce
Potem 5h siedzenia, kręcenia się itp na lotnisku w Dubaju. Lotnisko jest olbrzymie, samo przejście do odpowiedniego gate zajęło nam naście minut.
Kolejny lot to Dubaj - Kuala Lumpur czyli prawie 7h w samolocie. Samolot duży i wygodny, mi po kilku godz oczy zaczęły się kleić, niestety Kuba nie okazywał zmęczenia. Krótkie międzylądowanie i po kolejnych 7h lotu byliśmy na miejscu. Na tym odcinku dziecko nam padło, budziliśmy Go w trakcie jedzenia, zasypiał wkładając sobie porcję jedzenia do buziaka :-)
Do Melbourne dotarliśmy o 2.30 czasu lokalnego, potem ok 40 minut jazdy samochodem i dotarliśmy do domu. Szybka herbatka i lulu. Niestety ani ja ani Kuba nie mogliśmy zasnąć (w przeciwieństwie do Piotrka :-) ) O 5.30 byliśmy z Dyziem już na nogach. Cichutko kręciliśmy się po domu żeby nie obudzić reszty domowników. Z herbatką wyszłam do ogródka i wtedy Kuba dostrzegł że pod choinką Mikołaj zostawił prezenty. Ale była radość :-)
Do Melbourne dotarliśmy o 2.30 czasu lokalnego, potem ok 40 minut jazdy samochodem i dotarliśmy do domu. Szybka herbatka i lulu. Niestety ani ja ani Kuba nie mogliśmy zasnąć (w przeciwieństwie do Piotrka :-) ) O 5.30 byliśmy z Dyziem już na nogach. Cichutko kręciliśmy się po domu żeby nie obudzić reszty domowników. Z herbatką wyszłam do ogródka i wtedy Kuba dostrzegł że pod choinką Mikołaj zostawił prezenty. Ale była radość :-)
Tego dnia po śniadaniu pojechaliśmy na plażę. Potem był typowy szybki lunch czyli chips and fish. Kuba jadł kalmary - oczywiście wmawialiśmy mu że to kiełbaska :-) na rybę nie dał się namówić. Rybka była pyszna! Pierwszy raz jadłam rekina! Potem lody i spacer.
Na wielu plażach można zobaczyć wielokolorowe domki plażowe :-)
Kolejnym punktem było wzgórze, z którego rozciąga się piękny widok na zatokę tzn na jej część (jest tak duża :-) )
Na wielu plażach można zobaczyć wielokolorowe domki plażowe :-)
Kolejnym punktem było wzgórze, z którego rozciąga się piękny widok na zatokę tzn na jej część (jest tak duża :-) )
Musieliśmy też zahaczyć o sklep. Tam sklepy są otwarte do godz. 17. Jest kilka marketów które są czynne dłużej ale większość zamyka się o 17.
Drugiego dnia wybraliśmy się do City. Pogoda była piękna! Wybraliśmy się w rejs. Płynęliśmy Yarrą podziwiając miasto.
Zeszliśmy na ląd, pozwiedzaliśmy i zjedliśmy pyszny lunch. Słońce dawało się we znaki, zwłaszcza na pomoście gdzie czekaliśmy na łódź aby wrócić do City.
Zeszliśmy na ląd, pozwiedzaliśmy i zjedliśmy pyszny lunch. Słońce dawało się we znaki, zwłaszcza na pomoście gdzie czekaliśmy na łódź aby wrócić do City.
Padnięci wróciliśmy do domu. Na szczęście białe winko (tylko do dorosłych) i basen ochłodziły nas i zrelaksowały.
Kubuś miał okazję zrywać grejpfruty :-) W ogródku rosło też drzewko mandarynowe, cytrynowe i figowe a żywopłotem była no cóż sami zobaczcie .... u nas rośnie w doniczce a tam ...
Mam nadzieję że Was nie zanudziłam :-)
To oczywiście koniec tylko pierwszej części :-) haha byliśmy tam 3 tygodnie więc trochę dalszych części będzie ;-)
Kubuś miał okazję zrywać grejpfruty :-) W ogródku rosło też drzewko mandarynowe, cytrynowe i figowe a żywopłotem była no cóż sami zobaczcie .... u nas rośnie w doniczce a tam ...
Mam nadzieję że Was nie zanudziłam :-)
To oczywiście koniec tylko pierwszej części :-) haha byliśmy tam 3 tygodnie więc trochę dalszych części będzie ;-)
Wspaniale, och jak zazdroszcze! Nie wiem czy znasz bloga mammamija.pl, oni teraz są w Australii i też się zachwycam zdjęciami.
OdpowiedzUsuńJak widzisz to tylko pierwsza część więc zapraszam na kolejne. Nie znam tego bloga ale z chęcią zajrzę - mamy wspólny temat :-)
UsuńAlez podróż!!!Już sie nie mogę doczekać kolejnych relacji!!!
OdpowiedzUsuńJak na trzy tygodnie, to warto było się w podróży pomęczyć. Wakacje jak się patrzy :)
OdpowiedzUsuń