Wrrrrr gapa ze mnie! Na FB złożyłam wszystkim czytelnikom życzenia a na blogu zapomniałam :-(
Liczę na wyrozumiałość. Szał przygotowań dał mi się we znaki.
Sprzątania, zakupy itd istne szaleństwo.
Nie wiem jak Wy ale ja zawsze po świętach jestem bardziej zmęczona niż przed świętami. Chyba nie jestem stworzona do siedzenia za stołem. No ale tradycja to tradycja.
W tym roku nasz koszyczek przeszedł metamorfozę. Miałam zamiar kupić nowy ale stwierdziłam, że sama coś pokombinuję. To kombinowanie zajęło mi pół dnia :-) Ale udało się :-)
Oczywiście mój mały asystent był niepocieszony, że nie pozwalam Mu "działać" przy wielkanocnym koszyczku. Więc naburmuszony pomaszerował do swojego pokoju i odszukał własny koszyczek, w którym trzyma swoje skarby. Naśladując mamę, Dyziek zapakował całą masę rzeczy, udekorował tasiemkami i tiulem, dumnie postawił na stole i był gotowy to wyjścia. Jedyny problem jaki cały czas nurtował Kubusia to baranek z lukru. Ile się dziecko musiało namęczyć żeby powstrzymać się przed zjedzeniem baranka. Całą drogę do kościoła przekładał słodkiego baranka w koszyczku z miejsca na miejsce, wszystko po to żeby po kryjomu chociaż go polizać :-) Achhhh jaka była Radość gdy koszyczek wrócił w ręce Kubusia i można było zjeść baranka. :-)
ślicznie wyszło, świetny pomysł:) Ja w tym roku święta miałam akurat luzackie, nigdzie w tym roku nie wyjechałam, ale mam podobne odczucia jak Ty zawsze po Bożym Narodzeniu :)
OdpowiedzUsuńPotwierdzam zdanie przedmowcy..
OdpowiedzUsuńZainspirowal mnie on do ciekawego wpisu, ktory zobaczycie niebawem na świeże soki.
Thanks for finally talking about >"ozdabiamy!" <Loved it!
OdpowiedzUsuń