sobota, 8 czerwca 2013

Historia pewnego sweterka...



To że zrobiłam pranie to nic dziwnego ;-) ale co z tego prania wyszło... echh nie wiedziałam czy mam płakać czy śmiać się.
Zebrałam wszystkie ręczniki, zapakowałam do pralki, nastawiłam pranie na 60 stopni i start.
Pranie się skończyło więc wykorzystując ładną pogodę zaczęłam wywieszać pranie na balkonie. W pewnym momencie patrzę a wśród ręczników znalazł się mój ukochany sweterek. Byłam więcej niż pewna że nie zapakowałam go do pralki więc podpytałam Kubusia czy brał udział w pakowaniu rzeczy do pralki. Niestety usłyszałam TAK! Młodziak nieświadomy tego że zrujnował mi sweter przyznał się mówiąc że pomógł mamusi i włożył mamy sweterek i swoje skarpetki.
Matko po co ja uczyłam Go takiej pomocy?! Poryczałam się bo to mój ulubiony sweterek. Płakałam i ze złością rozciągałam ciuch na wszystkie strony, niestety siła gorącej wody była nie do pokonania i zostałam ze swetrem w rozmiarze XS ;-(((((
Nie mogąc rozstać się ze swoim ulubionym ciuszkiem stwierdziłam że coś muszę z nim zrobić. Na coś co dalej będzie moje, no i stanęło na poduszce - hehe.
Teraz gdy pisałam o tym jak mój sweter zmienił rozmiar przypomniało mi się jak mój synek był malusi a dokładnie na etapie gryzaków. Miał ich sporo, głównie tych wodnych. Któregoś dnia przyszła do Kubusia w odwiedziny babcia z fajną zabawką/gryzakiem. Był z plastikowych rureczek które tworzyły piłkę - idealne rzecz dla malutkich rączek i wychodzących ząbków. Nim dałam Kubie do zabawy ten gryzak musiałam go wyparzyć, zawsze gryzaki wyparzałam w gorącej wodzie ale ponieważ miałam do wyparzenia również butelki, które wyparzałam w parowarze stwierdziłam że nie ma sensu części rzeczy wyparzać w wodzie a części w parowarze. Dumna ze swojego pomysłu zapakowałam butelki i wszystkie gryzaki (ten nowy i te stare) i włączyłam parowar. Gdy usłyszałam dźwięk wyłączającego się parowaru poszłam żeby wszystko wyjąc. Gdy podniosłam pokrywę zatkało mnie - butelki były całe a z gryzaków została tylko odrobina kolorowego czegoś. Dopiero gdy to zobaczyłam zdałam sobie sprawę z tego co zrobiłam. Mąż pękał ze śmiechu, ja z resztą też ;-) I tak właśnie kolejny raz mam dowód na to że woda czyni cuda - nie zawsze takie chciane cuda.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz